„Obecnie pracuję nad powieścią pisaną w duchu thrillerów Harlana Cobena” – zdradza w wywiadzie dla Twojej Księgarni Robert Małecki tuż po premierze najnowszej książki – Zmory.

Właśnie ukazała się Twoja najnowsza powieść. Zdradzisz, kim lub czym jest Zmora?

Robert Małecki: Najlepiej będzie, jeśli Czytelnicy sami to odkryją! Gdybym próbował to wyjaśnić, mógłbym zdradzić zbyt dużo i zepsułbym tym samym przyjemność z lektury.

Wydawałoby się, że fikcja literacka ma większą moc, ale prawda jest taka, że to życie pisze znacznie lepsze scenariusze

Jak pisało Ci się Zmorę? Czy biorąc pod uwagę, że była to Twoja ósma powieść, pisało się ją łatwiej? A może wprost przeciwnie?

RM: Za każdym razem przekonuję się, że napisanie powieści, czy to trzeciej, czy ósmej, niesie ze sobą tę samą trudność. Jasne, można powiedzieć, że autor powieści rozrywkowych, a za takiego się uważam, zna wszystkie literackie chwyty i pisze każdą powieść ze sztancy. Ale, wierz mi, tak nie jest. Każda powieść ma swoją fabułę, która narzuca sposób jej opowiadania. Każda powieść jest inna i każda historia stawia wysokie wymagania. Dlatego dla mnie pisanie jest wyczerpującą walką. A Zmora okazała się prawdziwą zmorą w pisaniu. Bałem się, że tej powieści nigdy nie ukończę.

Za Zmorą stoi historia prawdziwego zaginięcia kilkuletniego chłopca. Jesteś znany ze swojej „fiksacji” na punkcie true crime, w szczególności zaginięć. Czy prawdziwe zbrodnie często inspirują Cię podczas pisania powieści?

RM: Rzeczywiście tak bywa. Wydawałoby się, że fikcja literacka ma większą moc, ale prawda jest taka, że to życie pisze znacznie lepsze scenariusze. I dlatego bardzo często obieram za punkt wyjścia prawdziwą sprawę kryminalną lub zaginięcie, od których następnie bardzo mocno się odbijam. Nie jestem reportażystą, nie zajmuję się badaniem zbrodni. Jestem autorem kryminałów, który stawia na wiarygodność i czerpie z życia, ale jednocześnie przerabia tę materię tak długo, by odnalezienie w niej prawdziwych zdarzeń stało się praktycznie niemożliwe. To ma być dla mnie jedynie impuls do pracy nad fabułą.

A może jest to próba uchronienia tych historii od zapomnienia i w pewien sposób oddania czci zaginionym? Tak, żeby również ich bliscy wiedzieli, że tragedia, która ich spotkała, nie pozostała niezauważona.

RM: Tak by było, gdybym podejmował się pisania powieści na faktach lub reportaży true crime. Ale z premedytacją tego nie robię. Przede wszystkim mam za zadanie dostarczyć czytelnikowi inteligentnej i wciągającej rozrywki, pozwolić oderwać się od świata i problemów.

Chyba nigdy nie odłożyłem powieści tylko dlatego, że nie spodobało mi się pierwsze zdanie. Myślę, że fetyszyzujemy to wejście w historię.

Pierwsze zdanie Zmory brzmi: Kościół tchnie chłodem niczym zwłoki wystawione w kost­nicy. Długo nad nim pracowałeś? Krąży pewna legenda, że pierwsze zdanie potrafi być dla pisarza swoistą (nomen omen) zmorą, domagając się od twórcy stuprocentowego zadowolenia z jego brzmienia. Czy zgadzasz się ze stwierdzeniem, że pierwsze zdanie jest wizytówką powieści?

RM: Generalnie zazwyczaj długo pracuję nad początkiem opowieści. Często przepisuję go po kilkadziesiąt razy. W zasadzie stale w nim coś poprawiam. Wszystko po to, bym zauważył obrazy, które chciałbym, aby zobaczyli moi czytelnicy. Natomiast z tym pierwszym zdaniem to jest tak, że ono mnie najczęściej nawiedza w całości, od razu gotowe – może jedynie po drobnym szlifie – do publikacji. Nie wiem, z czego to wynika. Być może jest tak, że myśląc o powieści, o jej poetyce i nastroju, który ma towarzyszyć czytelnikowi w trakcie lektury, zmuszam się do nieustannego myślenia o tym, jak ta historia powinna się zacząć. Jakie zdanie powinno otwierać tę czytelniczą przygodę. I bywa też tak, że długo czekam na to pierwsze zdanie. Ale prędzej czy później ono przyjdzie i wtedy już wiem, że właśnie tak ma się zacząć moja opowieść.

A czy zdarzyło się, Tobie jako czytelnikowi, odłożyć książkę po przeczytaniu pierwszego zdania? Jak długą szansę dajesz książce, żeby Cię wciągnęła? A może starasz się doczytywać do końca, nawet jeśli historia Cię nie porywa?

RM: Chyba nigdy nie odłożyłem powieści tylko dlatego, że nie spodobało mi się pierwsze zdanie. Myślę, że fetyszyzujemy to wejście w historię. Ono nie jest aż tak istotne. A jeśli pierwsze zdanie będzie cudowne, ale lektura nudna i bohaterowie nijacy? Zdecydowanie wolę taką sytuację, kiedy cała powieść jest napisana świetnym językiem. Ale wracając do Twojego pytania, zdarza mi się oczywiście nie kończyć powieści. Najszybciej odpadłem po 30-40 stronach i wiedziałem, że nie będę chciał tej przygody kontynuować. Mam do przeczytania stosy znakomitych historii i zwyczajnie szkoda mi czasu na słabe teksty.

Jak wygląda dzień z życia pełnoetatowego pisarza?

RM: Ciekawie, chociaż bardzo powtarzalnie. Zaczyna się oczywiście od spaceru z psem i obowiązków domowych. Tych obowiązków w ciągu dnia nie ubywa, czasami trzeba poświęcić czas na naukę z dzieckiem, na porządki, zakupy i przygotowanie posiłków. Czyli normalnie, jak w każdym polskim domu. I do tego dochodzi pisanie. O różnych porach, czasami w różnych miejscach. Grunt, by historia, którą się zajmuję, cały czas się rozwijała, by każdego dnia być blisko bohaterów i uruchamiać ich do działania.

Za Tobą miesiące pełne wyzwań – w ubiegłym roku zmierzyłeś się z nowym gatunkiem, jakim jest thriller psychologiczny, serwując czytelnikom Żałobnicę, teraz przyszła pora na thriller kryminalny, a co dalej?

RM: Obecnie pracuję nad powieścią pisaną w duchu thrillerów Harlana Cobena. Bardzo cenię tego autora, uwielbiam słuchać udzielanych przez niego wywiadów, bo często dzieli się informacjami o swoim pisaniu, o tym, co dla niego jest ważne w literaturze gatunkowej. I tak sobie pomyślałem, że skoro cała moja przygoda z pisaniem zaczęła się po przeczytaniu jednej z powieści Cobena, to warto oddać hołd mistrzowi. Więc po psychodelicznej Żałobnicy i po mrocznej Zmorze czas na polski thriller po amerykańsku (śmiech).

Robert Małecki – Politolog, filozof i dziennikarz, a także nauczyciel kreatywnego pisania. Przede wszystkim jednak ceniony autor powieści kryminalnych i thrillerów. Zdobywca głównej nagrody Kryminalnej Piły za Skazę, okrzykniętą najlepszym kryminałem miejskim 2018 roku. W serii z Bernardem Grossem ukazała się również Wada (nominowana do narody Kryminalnej Piły w 2020 r.) oraz Zadra. Robert Małecki kryminalne serca czytelników zdobył świetnie skonstruowaną, mroczną i wciągającą do ostatniej strony trylogią z Markiem Benerem (Najgorsze dopiero nadejdzie, Porzuć swój strach, Koszmary zasną ostatnie). W 2020 r. autor zadebiutował w roli autora thrillerów, wydając znakomicie przyjętą powieść Żałobnica.

Źrodło: wydawnictwo Czwarta Strona, fot. Zuza Krajewska/Warsaw Creatives

2 Shares:
Może zainteresować Cię także