Małe miasteczka przyciągają i intrygują. Chętnie piszą o nich autorzy kryminalni, chętnie dają się do nich zaprosić czytelnicy. Hanna Greń, autorka m. in. Wioski kłamców oraz Więzów krwi, doskonale zna ten świat, w którym niby wszyscy się znają, a jednak nie wszystko o sobie wiedzą. A już na pewno nie chcą się tą wiedzą dzielić z obcymi…

Niedawno premierę miał kryminał Więzy krwi, wyczekiwany przez Twoich czytelników drugi tom serii z Dionizą Remańską. Zaczynasz go mocną sceną, a dalej… No właśnie. Czego czytelnicy mogą się spodziewać po Twojej najnowszej książce?

Hanna Greń: Gdybym miała wzorować się na prawdziwym życiu, dalej byłoby żmudne śledztwo, zakończone zatrzymaniem zabójcy. Albo umorzeniem, gdyby śledczy nie znaleźli sprawcy. Na szczęście jest to powieść, mogłam więc puścić wodze fantazji. Będzie więc bójka w barze, będzie wielki pożar i kolejny trup, bo tych nigdy dosyć. Tym bardziej, że ja uwielbiam zabijać.

Małe miasteczka… Wydawałoby się, że nuda. Nic się nie dzieje. Wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą. A później przychodzi Hanna Greń i… zaczyna się dziać! Co sprawiło, że uznałaś małe miasteczka za idealne miejsca do osadzenia intryg kryminalnych?

Umieszczam akcję w małych miejscowościach z czystego lenistwa. Gdybym osadziła ją w wielkim mieście, musiałabym zrobić research, gdyż nie mam pojęcia, jak tam płynie życie i czy bardzo się różni od życia mieszkańców takiej na przykład Świercznicy. A tak mogę opierać się na własnych doświadczeniach czy obserwacjach.

Znasz specyfikę życia w takich miejscach, a fikcyjne miejscowości Strzygom i Świercznica, w których rozgrywają się zdarzenia, wzorowane są na rzeczywistych lokalizacjach. Nie chcesz pisać o istniejących miejscach z obawy o reakcję mieszkańców, a może dzięki temu masz po prostu większą swobodę twórczą?

Wymyśliłam tę lokalizację na potrzeby Wioski kłamców, która była miejscowością specyficzną. Pomyślałam sobie, że mieszkańcy prawdziwego miasteczka mogliby poczuć się urażeni, że zostali nazwani w książce potomkami kryminalistów czy wyrzutkami społeczeństwa. A potem nie było już wyjścia, musiałam pójść za ciosem i umiejscowić w wymyślonym uniwersum cały cykl. Wcale przez to nie jest mi łatwiej. Nawet trudniej, bo gdy pisałam o Bielsku-Białej czy Wiśle, wizualizowałam sobie w myślach obraz danej dzielnicy i wykorzystywałam istniejące obiekty. Tu muszę wszystko tworzyć sama, a to wcale nie jest prosta sprawa.

Jak sądzisz, na czym polega fenomen małych miasteczek w kryminałach? Dlaczego czytelnicy tak chętnie sięgają po kryminały z tym właśnie motywem? 

Szczerze mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Może dlatego, że w dużych miastach panuje większa anonimowość? A w małej miejscowości, gdzie wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą, zabójca musi wykazać się nie lada sprytem, żeby ukryć swój występek. Tym samym śledczy również muszą włożyć więcej wysiłku w wykrycie sprawcy.

Hanna Greń. Fot. © Ogniskova
W literaturze tak jak w żartach nie ma dla mnie tematów tabu. Z tą tylko różnicą, że żartuję rzeczywiście ze wszystkiego, natomiast z pisaniem wygląda to trochę inaczej. Są sprawy, których raczej nigdy nie poruszę, lecz wcale nie dlatego, że uważam je za „nietykalne”. Po prostu znam swoje ograniczenia.

Czasami Twoi czytelnicy mówią, że opisałaś ich otoczenie, że żyją dokładnie w takiej rzeczywistości jak ta, którą opisujesz, że na co dzień obserwują podobne zachowania czy relacje, że problemy bohaterów są również ich problemami?

Bardzo często się zdarza, że czytelnicy identyfikują się z zachowaniami moich bohaterów, a niektórzy wręcz twierdzą, że przeżyli dokładnie to samo. Mowa oczywiście o wątkach obyczajowych, bo w sumie jeszcze mi się nie zdarzyło, by ktoś napisał: „powieliłam dokonane przez niego zabójstwo” lub, podobnie jak jedna z moich bohaterek, „trzy razy natknęłam się na trupa”.

Myślę, że jest to spowodowane tym, że przy tworzeniu części obyczajowej opieram się na obserwacji ludzkich zachowań, a nie od dziś wiadomo, że najciekawsze scenariusze pisze właśnie zwykłe, codzienne życie.

W swoich kryminałach nie uciekasz od trudnych tematów. Czy są takie motywy, po które nigdy byś nie sięgnęła? Czy są dla Ciebie jakieś tematy tabu?

W literaturze tak jak w żartach nie ma dla mnie tematów tabu. Z tą tylko różnicą, że żartuję rzeczywiście ze wszystkiego, natomiast z pisaniem wygląda to trochę inaczej. Są sprawy, których raczej nigdy nie poruszę, lecz wcale nie dlatego, że uważam je za „nietykalne”. Po prostu znam swoje ograniczenia. Są problemy, które nie powinny być poruszane, o ile nie ma się dogłębnej wiedzy na ich temat, w przeciwnym razie bowiem zostaną umniejszone bądź strywializowane.

Małe miasteczka intrygują, ale też są motywem na tyle częstym, że łatwo tu o kalki. Tobie udaje się ich uniknąć. Jaki jest Twój sposób na to, żeby opowiedzieć o nich tak, że czytelnicy niecierpliwie wypatrują kolejnego tomu?

Mam to szczęście, że piszę o miejscowościach leżących w Beskidach, a te w literaturze nie występują zbyt często. Dzięki temu już na wstępie tekst zyskuje na świeżości, gdyż sposób życia, mentalność czy codzienne problemy mieszkańców gór różnią się od tych, które charakteryzują mieszkańców na przykład Mazur. Właściwie oprócz Bakowa nie znam nikogo piszącego kryminały z akcją umiejscowioną w Beskidzie Śląskim czy Żywieckim. W dodatku Bakow akcję swojego cyklu osadził w Bielsku-Białej, które było miastem wojewódzkim, więc raczej nie kwalifikuje się jako małe miasteczko. Tym samym na placu boju zostałam tylko ja. No i stawiam na bohaterów. Staram się stworzyć ich tak, by choć trochę odróżniali się od bohaterów innych książek. Weźmy taką Dionizę Remańską. Wielu czytelników ją pokochało, wielu uznało za denerwującą, ale mało kto pozostał wobec niej obojętny. Co oznacza, że swój cel osiągnęłam.

Jakiemu czytelnikowi poleciłabyś Wioskę kłamców i Więzy krwi?

Cykl o Dionizie Remańskiej polecam tym, dla których kryminał to niekoniecznie morze krwi i rozwłóczone po okolicy flaki. Takim czytelnikom, których bardziej od drastycznych opisów zbrodni interesuje warstwa psychologiczno-obyczajowa, a możliwość uczestniczenia w śledztwie zamiast napotykania ścielącego się gęsto trupa.

Tekst: Anna Rychlicka-Karbowska

15 Shares:
Może zainteresować Cię także