Do księgarń trafiła nowa książka Izabeli Janiszewskiej – ostatnia z cyklu, której bohaterami są komisarz Bruno Wilczyński i reporterka Larysa Luboń.

Właśnie ukazał się finałowy tom głośnej trylogii Twojego autorstwa – Amok. Czy ciężko było pożegnać się z Larysą Luboń i Brunonem Wilczyńskim?

Izabela Janiszewska: Pożegnania zawsze mają słodko-gorzki smak. Z jednej strony koniec często pozwala zrobić miejsce na coś nowego, z drugiej trudno rozstawać się z przyjaciółmi, a Larysa i Bruno bez wątpienia stali się nimi dla mnie w ciągu minionego roku.

O czym jest Amok?

Izabela Janiszewska: To historia o tym, że wszystko ma swoje nieubłagane konsekwencje. Komisarz Bruno Wilczyński, w tej części chcąc pokonać psychopatę, sam musi przekroczyć wszelkie granice i niejako stać się tym złym, a jego powieściowa partnerka, dziennikarka Larysa Luboń, wyruszy w podróż do przeszłości i do spowitej mgłą tajemnicy historii rodziny Hallerów, która idealna jest tylko na pokaz. To także opowieść o tym, jak przeszłość nas kształtuje i dlaczego w zwykłych ludziach lęgną się potwory.

Jedynym sposobem, by uwolnić się od tego, co nas ściga, jest zaakceptowanie tych zdarzeń, spojrzenie im w oczy, czasem wzięcie za nie odpowiedzialności i pogodzenie się z przeszłością

Amokowi przyświeca motto Williama Jonasa Barkleya:  „Im bardziej chcesz coś porzucić, tym bardziej cię to ściga”, co zresztą mistrzowsko udowadniasz na kolejnych stronach powieści. Czy sądzisz, że można przejąć kontrolę nad tą regułą? Czy udaje się to Twoim bohaterom?

Izabela Janiszewska: Co ciekawe Berkley mówi również, że „zapominanie to akt mimowolny”, czyli nie da się na siłę wyprzeć trudnych doświadczeń, niewygodnych myśli, bo ukryte pod powierzchnią będą tam pęcznieć i puchnąć, aż w końcu pewnego dnia wybuchną i wyleją się na zewnątrz. Jedynym sposobem, by uwolnić się od tego, co nas ściga, jest zaakceptowanie tych zdarzeń, spojrzenie im w oczy, czasem wzięcie za nie odpowiedzialności i pogodzenie się z przeszłością. Pogodzić się nie znaczy pochwalać, po prostu uznać, że nawet te ciemne plamy są częścią naszej historii. Myślę, że Lara i Bruno w Amoku docierają do miejsca, w którym im się to udaje. 

Amok ukazał się niemal równo rok od premiery Twojej debiutanckiej powieści, Wrzasku. Co zmieniło się przez ten okres w życiu Izabeli Janiszewskiej?

Izabela Janiszewska: Właściwie nie aż tak dużo. Nadal jestem tą samą osobą, idealistką, zabieganą mamą i zaczytaną pasjonatką. Nadal ciekawią mnie ludzie i ich historie. Główną różnicą jest to, że teraz zamiast marzyć o pisaniu, robię to. Mam również wrażenie, że miniony rok był dla mnie lekcją pokory, z jednej strony ze względu na szalejącą pandemię, w czasie której przyszło mi debiutować, z drugiej z powodu możliwości zderzenia swoich wyobrażeń o byciu pisarką z rzeczywistością. Najkrócej mówiąc: mniej pragnę i z większą wdzięcznością witam to, co przychodzi, bo przecież nic nie jest pewne. 

Twoje książki zbierają świetne recenzje  – jak czujesz się, czytając, że w takim krótkim czasie stałaś się jedną z ulubionych autorek wielu czytelników?

Izabela Janiszewska: Chyba jeszcze to do mnie nie dociera, a zarazem każda pozytywna recenzja moich książek ogromnie cieszy. W okresie premiery to jak nieustające urodziny, bo co chwilę ktoś składa życzenia (śmiech). Cały czas mam jednak świadomość, że jeszcze wiele pracy muszę włożyć, by móc naprawdę na dłużej zagościć na półkach czytelników. W końcu kim byliby autorzy bez nich?

Jak wygląda dzień z życia pisarki? Czy masz swoje rytuały? Ulubiony kubek, miejsce do pisania, coś, bez czego nie możesz zacząć pisać?

Izabela Janiszewska: Zwykle po przebudzeniu leżę jeszcze chwilę w łóżku i myślę o dobrych rzeczach, które czekają na mnie tego dnia. Później robię synom śniadanie, zawożę ich do przedszkola i kiedy wrócę do domu, zasiadam do biurka. Moim jedynym rytuałem jest cisza, nie potrafię pracować w harmidrze. Trudno mi się też skupić, gdy wokół panuje bałagan. Zazwyczaj pracuję do szesnastej z przerwami na szybki spacer wokół bloku, mały trening z hantlami i oczywiście posiłki, bo jestem wielkim głodomorem. W trakcie pracy piję dużo herbaty, najczęściej earl grey, a ostatnio także kawę w kubku, który dostałam od czytelników.

Pracuję nad jednotomową powieścią o zemście, sekretach i bólu nie do zniesienia. Nie będzie w niej krwistej brutalności, a zło ukryte w zwyczajnych ludziach.

Pisząc, korzystasz z pomocy specjalistów, konsultujesz tematy, które poruszasz, i zagłębiasz się w raporty i badania. Jaki dużo czasu poświęcasz na research?

Izabela Janiszewska: Sporo, choć niektórzy pewnie powiedzieliby, że nigdy nie ma za dużo czasu poświęconego na research. Przed napisaniem książki najczęściej zagłębiam się w główny temat i problem, badam go od strony psychologicznej, rozmawiam z osobami, które miały podobne doświadczenia do tych, jakie chcę pokazać w książce, a już w trakcie pisania weryfikuję detale ze specjalistami, którzy później także czytają poszczególne rozdziały bądź całą książkę.

Zakończyłaś trylogię z Luboń i Wilczyńskim. Co dalej?

Izabela Janiszewska: Skok na głęboką wodę (śmiech). Tak się teraz czuję, jakbym widziała przed sobą lustro wody i decydowała się na skok, nie mając świadomości, co kryje się w tej czarnej toni. Pracuję nad jednotomową powieścią o zemście, sekretach i bólu nie do zniesienia. Nie będzie w niej krwistej brutalności, a zło ukryte w zwyczajnych ludziach. Wiem już nawet, jaki będzie tytuł, ale na razie nie zna go nawet mój wydawca, niech więc pozostanie tajemnicą. W końcu tajemnice to moja specjalność.

Wcześniej ukazały się: Wrzask i Histeria.

Źródło: wydawnictwo Czwarta Strona, fot. Zuza Krajewska Warsaw Creatives

1 Shares:
Może zainteresować Cię także