To piękna książka o samotności, przyjaźni, tolerancji i inności – inności naszych demonów, inności naszych światów, inności naszych losów.
Badacz „owadzich nogów” napisałby zapewne, iż „Lato na Rodos” to powieść świetnie napisana, mądra, gorzka i bezlitośnie przenikliwa. A ja powiem po prostu, że od dawna nie czytałem książki tak pięknej, mądrej i dobrej. I dodałbym – innej.
Niech cię bowiem Drogi Czytelniku nie zwiedzie jej pozorna niewinność: obietnica śródziemnomorskiej przygody, tytuł jak z Pagaczewskiego czy „niziurskie” pseudonimy bohaterów: Porszaka, Tureta, Wuja Kukułki, Szmirabelli, Gabaryta i Pandy: w powieści Katarzyny Ryrych nic nie jest takim, jakim się zdaje.
„Lato na Rodos” nie jest także kolejną apoteozą ogrodów dzieciństwa, bo choć opisuje świat z perspektywy dziecka, nie przynależy do konwencjonalnej literatury dziecięcej – to raczej książka dla dzieci, znużonych książkami „dla dzieci” i dla dorosłych znudzonych książkami o dorosłych, którzy zachowują się jak dzieci. To piękna książka o samotności, przyjaźni, tolerancji i inności – inności naszych demonów, inności naszych światów, inności naszych losów.
To książka, która wciąga i nie puszcza od pierwszej do ostatniej strony.