Dziś do księgarń trafia książka Izbica, Izbica autorstwa Rafała Hetmana. Historia podlubelskiego miasteczka, którego oblicze zmieniły dramatyczne wydarzenia czasów wojny – język jidysz zniknął z ulic Izbicy, a o dawnych mieszkańcach przypomina jedynie kirkut i kilka symboli. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Czarne publikujemy fragment.

Rafał Hetman w książce Izbica, Izbica wraca do trudnej historii czasów wojennego okrucieństwa i powojennych przemilczeń. Z rozmów, świadectw i dokumentów układa mozaikę żydowsko-polskiej przeszłości, która układa się w uniwersalną opowieść nie tylko o naszej historii, ale też o ludzkiej pamięci.

Postaci i wydarzenia o których milczano kolejne dekady w książce Rafała Hetmana odzyskują głos i swoje miejsce w historii. A opowieść o Izbicy, uświadamia nam, że miejsc jej podobnych było wiele i żadne z nich nie powinno zostać zapomniane.

Fragment książki Rafała Hetmana Izbica, Izbica:

Komendant

– Dobrze wspominam swoją pracę. Mnie ludzie też dobrze wspominają. Do byle czego się nie przyczepialiśmy, ale jak ktoś zawinił, to musiał odpowiedzieć. Co najważniejsze, że w czasie stanu wojennego się polityką nie zajmowaliśmy. Nikt z gminy nie był internowany. Cały czas byłem komendantem. I w Siennicy też, przez dwa lata. Komendant od urodzenia! Po okresie próbnym oczywiście.

Taki okres trwa trzy lata. To przełożeni oceniają i od razu dali mnie na komendanta. Tam, w Siennicy, było nas trzech, a tu posterunek duży. Były takie okresy, że nawet dziewięciu nas pracowało. Duży posterunek, czynny całą dobę. W Izbicy było dużo ludzi i przestępczość była największa w powiecie. A później, jak powstało województwo zamojskie, to Izbica zajmowała drugie, może trzecie miejsce wśród gmin. Nie w miastach, bo miasta to co innego. Druga pod względem przestępczości! No działo się, kurde. Różne rzeczy. Kradzieże, rozboje, zabójstwa. Faceta zgwałcili! Tak! I to młodzi, kurde. Przyjechał tutaj do klinkierni z bydgoskiego czy skądś. Czekał na załadunek. Dwóch młodych podeszło. Rozebrało, zgwałciło. Z czego to wynikało? Przyjezdne. Ta restauracja Padwa jeszcze tyle narobiła. Tam striptizy były, dansingi. Teraz ona już nieczynna. Ktoś ją wykupił. Remontują cały czas, ale co ma tam być, to nie wiem. Ten cmentarz żydowski to było takie miejsce, gdzie dużo chodziło tych, co wódkę pili. Myśmy ich stamtąd gonili albo po prostu przychodziliśmy i sprawdzaliśmy, czy nie ma awantur. Po wojnie przecież cmentarz był rozkopywany. Złota szukali. Cały czas. Gdzieś do lat osiemdziesiątych. Tylko co tam można było już później znaleźć? Koronki, złote zęby…

– Że tak w ludzkich kościach mogli grzebać?

– A co tam komu, kurde, przeszkadza. Jest interes, to… Prawdopodobnie było dwóch takich panów, którzy kopali. Ja już zapomniałem nazwiska, bo to nie można mówić, jak się nie udowodniło. Ale przecież jak byłem komendantem, to były robione zasadzki. Tylko to, kurde, oni bardziej obserwowali nas niż my ich. W nocy przechodziliśmy i w krzakach siedzieli, ale nikogo się nie złapało. Gdyby przyszedł, powiedziałby: „No co, nie wolno mi chodzić?”. A teraz się dowiaduję, że to było robione, jak były burze i deszcz padał. Sprytnie! Plandeką się nakrywał i kopał. Wiedział gdzie, bo to prawdopodobnie kopali ci, co zakopywali Żydów po egzekucjach.

– A jak pan się dowiedział, że robili to nocą?

– A facet mi powiedział.

– Ten, który kopał?

– Może i ten. Ja nie wiem. Zgłoszenia nikt nie składał. To, że kopią, to tylko my w czasie patrolu mogliśmy zobaczyć. Słyszałem takie historie. U Bogusia to było, on już nie żyje: kopali mu robotnicy fundament, a tam kiedyś coś żydowskiego stało i wykopali garnek złota. Ale to robotnicy wykopali i Bogusiowi nic nie powiedzieli. Poszedł robotnik na zabawę w Ostrzycy, napił się i zaczął rozrzucać to złoto. „Łatwo przyszło, łatwo poszło!” Siuuu! To złote monety były i między deski w podłodze powpadały. To potem te deski zrywali. Boguś nic nie wiedział. Jakby wiedział, toby majątek sobie z tego zrobił. W brodę sobie pluł. A Żydzi przyjeżdżają tu od dawna. I pojedynczo, i wycieczki. Przyjeżdżali nawet wcześniej, za komuny. Wszyscy się przyjaźnie odnosili do nich. Żadnych incydentów nie było za ten czas, jak ja byłem komendantem, i potem.

***

Premiera książki 21 kwietnia 2021 r.

Rafał Hetman (ur. 1987) – reporter. Publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Chidusz”. Finalista Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego. W mediach społecznościowych opowiada o literaturze faktu.

Źródło: wydawnictwo Czarne, fot. autora Damian Hetman

18 Shares:
Może zainteresować Cię także