Z Małgorzatą J. Rogalską, autorką książki hTraE 2120 – Lekcja, rozmawia Artur Owczarski.

Artur Owczarski: Skąd pomysł na taką historię?

Małgorzata J. Rogalska: Ostatnie lata to moim zdaniem czas szeroko pojętej straty. Każdy kogoś lub coś stracił – bliskich, którzy odeszli do wieczności, ale też znajomych i rodzinę przez konflikt ideologiczny czy polityczny. Niektórzy stracili pracę, inni nadzieję na lepsze jutro, chęć do działania, wiarę, że będzie lepiej, że można coś zmienić, poczucie bezpieczeństwa otaczającego świata. Bez względu na rodzaj i skalę straty, wszyscy w pewnym sensie przeżywamy żałobę, ale każdy z nas zatrzymał się na jej innym etapie… być może to dlatego nie możemy się dogadać? Idea „hTraE 2120 – Lekcja” zrodziła się z chęci przywrócenia jedności, ale też pomocy w przejściu przez żałobę po zmieniającym się świecie.

Ale to przecież książka science-fiction?

Jak już zauważyli pierwsi recenzenci, nie do końca… choć najbliżej jej do tego gatunku, choćby ze względu na umiejscowienie akcji w 2120 roku na planecie zwanej hTraE.

Dlaczego akurat 2120 rok?

100 lat to taki symboliczny okres czasu, po którym nie ma już ludzi mogących pamiętać, jak wyglądała „książkowa” historia z perspektywy zwykłego człowieka… „Przez” albo „dzięki” dostępowi do wiedzy i informacji, ale też dezinformacji, znany ze szkolnych lat konsensus historyczny niekiedy jest wywracany do góry nogami. Jesteśmy świadkami niezwykle ważnych wydarzeń w historii Ziemi. Jeśli historię piszą zwycięzcy, to jak zostanie opisana współczesna historia z perspektywy 100 lat? Choć powieść ukazała się 4 stycznia 2022 roku, ta historia zrodziła się w mojej głowie dokładnie 26 grudnia 2020 roku – 100 lat później wypada 2120 rok.

Fabuła nawiązuje do historii, dlaczego więc akcja nie toczy się na Ziemi?

Szczerze mówiąc nie przyszło mi to do głowy… być może dlatego, że dużą inspiracją do tej powieści był wywiad z 2020 roku, w którym Elon Musk przekonywał, że za 5 do 10 lat neuralink umożliwi ludziom komunikację w myślach. A jak wszyscy wiemy, Musk zakłada, że przynajmniej część cywilizacji wyemigruje na Marsa, więc może też się tym zasugerowałam.

Czyli komunikacja w myślach jest bardziej science niż fiction?

Tak. Czytelnicy zastanawiają się dlaczego akurat taką koncepcję wybrałam dla tej historii. W wielu wątkach wykorzystuję prawdziwe doniesienia ze świata nauki… które nadinterpretowałam stworzonym przeze mnie światem fikcji. W tym samym wywiadzie Elon stwierdził, że traci sporo czasu na manualne wprowadzanie danych, a komunikacja z prędkością myśli pozwoliłaby być jeszcze bardziej produktywnym. Tylko co zrobimy, gdy pracujący z „prędkością klawiatury” stracą konkurencyjność na rynku pracy? Już dzisiaj życie bez technologii jest niemalże niemożliwe. To dzisiaj kształtujemy technologiczną przyszłość naszych potomków.

Czy mam rozumieć, że chciałabyś powstrzymać taką przyszłość?

Nie sądzę, że to jest możliwe. Poza tym wierzę, że technologia w dobrych rękach, tak samo jak nauka, jest zbawieniem dla Ziemi. Prywatnie bardzo cenię Elona Muska, jego inteligencję, sarkazm i błyskotliwość w twitterowych potyczkach z politykami, moje rozważania nie są wymierzone przeciwko niemu. Wiele firm pracuje nad podobną technologią, ona jeszcze za naszego życia stanie się rzeczywistością, pozostaje kwestia tego, czy trafi w dobre czy złe ręce. Tylko skąd wiedzieć czyje ręce są dobre, jeśli to, co dla jednych jest dobrem, dla innych stanowi zło i vice versa?

No właśnie: skąd wiedzieć?

Za rozwojem technologicznym powinien w takim samym stopniu podążać rozwój etyczny. Cytując znanych z „Dylematu społecznego” Daniela Schmachtenbergera i Tristana Harrisa, mamy w rękach technologię, którą kiedyś przypisano by bogom, ale nie mamy boskiej etyki i miłości do ludzi wokół nas… Mamy broń do zniszczenia całego świata, choć jak mówi Youval NoahHarari, dzięki ekonomicznej siatce połączeń konflikt zbrojny nie jest opłacalny. Przy pomocy technologii możemy wpływać na niespotykaną wcześniej skalę na to, jak ludzie widzą świat. Ja głęboko wierzę, że każdy z nas postępuje tak, jak najlepiej potrafi, jak uważa za słuszne. Nikt z nas nie urodził się hejterem, rasistą, wszyscy przychodzimy na ten świat czyści, niewinni, dobrzy. Dlatego w mojej powieści nie ma złych bohaterów. Każdy bohater stara się robić to, co uważa za słuszne, choć jak się dowiadujemy na poczucie słuszności czy odbiór wydarzeń mają wpływ osobiste doświadczenia życiowe, traumy, a także to, czym karmimy umysł… to, co podsyła nam algorytm, któremu zależy bardziej na ilości kliknięć, niż na naszym zdrowiu psychicznym, czy życiu w zgodzie z innymi.W pewnym sensie już jesteśmy hTraEnami.

A kim tak właściwie są hTraEnie?

Z jednej strony przerysowaną odwrotnością tego wszystkiego, co czyni nas ludźmi, dlatego Ziemia = Earth = hTraE. Z drugiej są dokładnie tym, kim chcesz, żeby byli. Jeśli chcesz, by byli naszymi potomkami, którzy zyskali nowe zdolności, niech tak będzie. Jeśli potrzebujesz, żeby byli Aniołami, które siedzą na ramieniu i podpowiadają, co robić, masz do tego prawo. Jeśli mają być duchami ostrzegającymi nas przed przyszłością, to nimi będą. A może kosmiczną cywilizacją, która chce ocalić swoje i nasze człowieczeństwo? Wybór należy do każdego czytelnika. Wszyscy się różnimy i ja to bardzo doceniam i szanuję, dlatego od samego początku założyłam, że hTraEnie będą tym, kogo czytelnik potrzebuje. Celowo opisuję ich w niejednoznaczny sposób. Być może są wszystkim na raz, a może tym, kogo potrzebujesz w danym momencie Twojego życia, drogi czytelniku.

W fabule mieszasz wątki naukowe z duchowością, skąd taki zabieg?

Mam wrażenie, że w ostatnich dwóch latach śmierć została sprowadzona do poziomu codziennej statystyki… Bardzo mało jest duchowych dyskusji na jej temat. Zazwyczaj pada pytanie o przyczynę, potem ewentualna awantura. A co z wiarą? Z człowieczeństwem? Z historią każdego z tych ludzi? Chyba nikt nie zdaje sobie sprawy, jakie to straszne dopóki sam kogoś nie straci. Ja w ostatnich dwóch latach straciłam dwie bardzo ważne osoby i zauważyłam, że jedyne co po tej stracie krążyło mi po głowie, to chęć kontaktu, dowodu, że gdzieś nadal są, nadal żyją. Być może część historii bohaterów jest terapią na moją własną stratę. Celowo mieszam wątki z różnych religii i wierzeń, bo absolutnie nie chcę niczego narzucać, to indywidualna sprawa każdego człowieka. Chcę jedynie zawrócić z drogi statystyki na drogę nadziei, że opuszczenie tego ciała to nie koniec. Zdradzę przy tym, że w jednym z ostatnich rozdziałów Gabriel ma dokładnie ten sam sen, który przyśnił mi się po śmierci mojego ukochanego dziadka. A co mi się wtedy przyśniło? Przeczytacie w książce.

Dobra zachęta. Czy jest tam więcej personalnych wątków?

Ucinając wszelkie spekulacje od razu odpowiem, że nie jestem ani Triv, ani Julią, ani Alemay… choć każda z nich ma w sobie cząstkę mnie, w końcu to ja je stworzyłam. Wszystkie koleżanki Triv posiadają cechy osobowości moich przyjaciółek. Każdej z nich dałam książkę z dedykacją stwierdzającą, że teraz przeze mnie albo dzięki mnie będą żyły wiecznie w umysłach Czytelników. Triv, tak samo jak ja, jest osobą wysoce wrażliwą, czyli mówiąc kolokwialnie cały czas „mieli” w umyśle wszystko, co się dzieje wokół niej. Najlepiej to widać na przykładzie rozdziału „Żałoba w pięciu etapach”.

Zdradzisz coś więcej?

Na temat rozdziału powiem tylko tyle, że kiedy Triv odkrywa prawdę przeżywa pięć etapów żałoby według modelu Elizabeth Kübler-Ross, czyli: zaprzeczenie, gniew, targowanie, depresję, aż w końcu zaakceptowanie. Ilość pytań, które zadaje na każdym etapie, reprezentuje zaledwie procent tego, co się dzieje w umyśle osoby wysoko wrażliwej. Żeby to lepiej wytłumaczyć: wyobraź sobie drzewo z bujną koroną gałęzi zakończonych żarówkami. Zadajesz pytanie i naraz zapala się kilkadziesiąt żarówek, niektóre w pobliżu, inne oddalone, wszystkie połączone jednym wątkiem. Przekazanie tego w sposób uporządkowany i liniowy jest torturą dla obu stron – wysoko wrażliwego rozmówcy, który skacze od wątku do wątku i jego odbiorcy. Z jednej strony taki umysł często utrudnia życie – z drugiej potrafi stworzyć, jak się okazuje, całkiem fajne historie.

Jakie masz odczucia po pierwszych recenzjach i komentarzach na temat książki? Czy też tak wnikliwie je analizujesz?

Bardzo pozytywne! Dostaję mnóstwo pozytywnych komentarzy, wsparcia, bardzo się cieszę jak widzę dalsze polecenia książki. Z perspektywy czasu widzę też, co mogłam zrobić inaczej, lepiej i biorę wszystko „na klatę”. Powiem więcej: do tej pory zgadzam się ze wszystkimi komentarzami, dostaję ogromną lekcję i wybieram w ten sposób o tym myśleć, zamiast zamęczać się niepotrzebną analizą, inaczej umysł nie pozwoliłby mi spać w nocy, a „hTraE 2120 – Lekcja” to mój drugi etat, pierwszy muszę wypełniać z należytą starannością od 9 do 17.

fot. Weronika Kupiszewska

Czy było coś, co cię zaskoczyło w komentarzach czytelników?

Jedna Czytelniczka napisała, że hTraE-nie żyją w systemie totalitarnym. Pomyślałam, że to bardzo ciekawe odczucie, a ja spodziewałam się posądzania ich o komunizm. Wszystkie recenzje i komentarze postrzegam z ciekawością dziecka, a nie oceną dorosłego. Nigdy nie zakładałam, że po przeczytaniu książki czytelnik ma myśleć w określony sposób, albo się z czymś zgodzić. Sama się nie zgadzam z niektórymi wypowiedziami bohaterów, ale też nie o to chodzi. Z reporterską rzetelnością chciałam w pokojowy sposób przedstawić różne punkty widzenia na współczesne czasy. To czytelnik wybiera, do jakiego wniosku doprowadzą go te rozważania.

Ziemskim zwyczajem dziękuję za rozmowę. Pozostaje mi życzyć sukcesu i szerokiego grona Czytelników.

Dziękuję! Dla mnie sukcesem jest każdy czytelnik, który w konfliktowej sytuacji zamiast fanatycznej walki o rację wybierze odpowiedzieć „A to ciekawe, że tak myślisz…”, który przypomni sobie, że osoba z którą rozmawia to człowiek… wujek, ciocia, brat, siostra, przyjaciel, przyjaciółka, kolega, koleżanka z pracy, ktoś kogo zna od X lat i kogo powinien definiować przez te X lat relacji, a nie odmienny pogląd na jedną sytuację. Sukcesem będzie każdy czytelnik, który zastanowi się w czyjej wojnie bierze udział i czy jest gotów ponieść straty w bliskich mu do tej pory ludziach. Tego życzę nam wszystkim, sukces definiowany ilością sprzedanych książek będzie jedynie przyjemnym dodatkiem do prawdziwej wartości, jaką jest powrót do jedności.

Tym bardziej dołączam się do tych życzeń.

20 Shares:
Może zainteresować Cię także