O Romantycznych, powieści historycznej inspirowanej biografiami polskich romantyków, rozmawiamy z autorką książki Dorotą Ponińską.

W swojej najnowszej powieści Romantyczni przedstawiła Pani prywatne życie wielu postaci historycznych. Jak powstał pomysł na napisanie książki, w której bohaterami są osoby znane nam z lekcji języka polskiego i historii?

W powieści „Romantyczni” zbiegło się kilka ważnych dla mnie wątków.
Najważniejszym chyba jest postać księcia Adama Czartoryskiego, o którym pisałam już pobieżnie w poprzednich książkach, a którego chciałam teraz uczynić jednym z głównych bohaterów. Książę Adam Czartoryski stał mi się bliską postacią, bardzo go szanuję i podziwiam i chciałam przybliżyć jego postać czytelnikom – jestem przekonana, że zasługuje na naszą pamięć i wdzięczność.

Drugi ważny wątek to romantyczna fascynacja Słowiańszczyzną – tu bezpośrednią inspiracją była książka Marii Janion „Niesamowita Słowiańszczyzna”, w której autorka przywołała postać Zoriana Dołęgi-Chodakowskiego, prekursora badań nad kulturą pogańskich Słowian. Uważam, że nasze słowiańskie dziedzictwo jest bardzo cenne i za mało doceniane, dlatego Zorian stał się jednym z moich bohaterów.

Ale przede wszystkim chciałam przypomnieć ideę Adama Mickiewicza z jego wiersza „Romantyczność” – programowego manifestu polskiego romantyzmu, ze słynnymi frazami, które weszły na stałe do naszego języka i kultury: „Miej serce i patrzaj w serce”, „Czucie i wiara silniej mówią do mnie, niż mędrca szkiełko i oko”. Myślę, że w naszych czasach, przesyconych technologią, pragmatyzmem, myśleniem naukowym – szczególnie warto te frazy przywoływać. Dla równowagi i dlatego, byśmy żyjąc w tym racjonalnym świecie nie zapominali o naszych sercach.

A czy główny bohater książki Maurycy jest na kimś wzorowany?

Nie. Lubię badać i przedstawiać w książkach prywatne życie postaci historycznych, których w „Romantycznych” jest sporo, ale Maurycy jest postacią czysto fikcyjną.

Dlaczego wybrała Pani akurat takie tło historyczne?

Romantyzm zawsze był mi bardzo bliski. Miałam w dzieciństwie w domu dwa przedwojenne wydania dzieł Mickiewicza i Słowackiego, z pożółkłymi kartkami. Bardzo lubiłam czytać te wiersze, zachwycał mnie ich język i siła tej poezji. Chciałam się dowiedzieć więcej o tych poetach, więc czytałam też wstępy i opracowania – i tak świat tamtego Wilna, opisywany przez przedwojennych polonistów, stał mi się bardzo bliski. Chodziłam do szkoły podstawowej na Żoliborzu im. Juliusza Słowackiego – ze ścian na korytarzu patrzyły na nas portrety Juliusza, Salomei Słowackiej-Becu, jego sióstr przyrodnich, Ludwiki Śniadeckiej. Ci wszyscy ludzi bardzo wcześnie byli dla mnie jak dobrzy znajomi. Poza tym moja Babcia pochodziła z Wileńszczyzny i wspominała tamte tereny jak raj utracony; recytowała z pamięci ballady Mickiewicza i mówiła o nim tak, jakby był jej dobrym znajomym z sąsiedztwa.

A czy Pani ma jakieś bezpośrednie związki z Wilnem, o którym tak pięknie Pani pisze?

Kiedy pierwszy raz pojechałam do Wilna w czasach studenckich miałam dziwne uczucie, jakbym wracała do domu. Jeśli rację mają Ci, którzy wierzą w reinkarnację, to pewnie jedno z moich dawnych wcieleń upłynęło w Wilnie – ilekroć tam jestem, czuję się jak u siebie. Kiedy pracowałam w zespole Pełnomocnika ds. uzyskania przez Warszawę tytułu Europejskiej Stolicy Kultury, pojechałam do Wilna z oficjalną delegacją, kiedy stolica Litwy dzierżyła ten tytuł i obchodziła tysiąclecie istnienia. To też było duże przeżycie – patrzyłam z przyjemnością, jak Wilno celebrowało z dumą swoje pogańskie dziedzictwo, a także swoją bogatą, wielokulturową przeszłość.

Jak wygląda Pani praca pisarska? W jaki sposób zbiera Pani materiały do książki, porządkuje myśli podczas tworzenia tekstu?

Do napisania poprzednich książek inspirowały mnie głównie podróże i zachwyt nad kulturą i klimatem miejsc, które odwiedziłam. Ale z „Romantycznymi” było inaczej – atmosfera Wilna młodych filomatów od dawna była mi bliska, a początki polskiego Romantyzmu zawsze mnie poruszały. Mam wrażenie, że znam dobrze, lubię i rozumiem tych ludzi, którzy mieszkali w ówczesnym Wilnie i tworzyli jego legendę. Również księcia Czartoryskiego traktuję od dawna jak bliskiego człowieka i czuję się z nim zaprzyjaźniona. Nad „Romantycznymi” pracowałam najdłużej, ale była to bardzo przyjemna praca – czytałam sporo pamiętników, wspomnień, listów ówczesnych mieszkańców Wilna i poczułam się naprawdę zadomowiona w tym miejscu i czasie.

Jakie są Pani dalsze plany pisarskie?

Bardzo się cieszę, że Wydawnictwo Lira chce wydać kolejne części „Romantycznych” – dzięki temu będę mogła zostać z moimi bohaterami dłużej i towarzyszyć im na emigracji w Paryżu, a także na zesłaniu na dalekiej Syberii. To pozwoli mi pokazać dość wszechstronny obraz polskiego Romantyzmu i losy jego głównych twórców.

Co Dorota Ponińska lubi czytać, kiedy nie pisze? Co najchętniej robi w wolnym czasie?

Prowadzę dość spokojne życie, mieszkam w domu pod lasem w okolicach Warszawy, często wyjeżdżam na Mazury. Bardzo lubię Warszawę, jej energię, różnorodność i ludzi, ale doceniam też wyciszenie, jakie zapewnia kontakt z naturą, z lasem i jeziorami. Zawsze lubiłam podróże – w ubiegłym roku odbyliśmy z mężem i znajomymi przeciekawą podróż po Syberii, w tym roku przejechaliśmy Rumunię. Moje podróże i lektury dotyczą ostatnio wschodu i słowiańszczyzny, od jakiegoś czasu wschód wydaje mi się ciekawszy i bliższy niż zachód. Lubię zagłębiać się w tematy związane z moimi literackimi projektami, ale to jest bardzo samotnicze zajęcie, więc wielką przyjemność sprawiają mi też spotkania z ludźmi, z przyjaciółmi i znajomymi.

1 Shares:
Może zainteresować Cię także