June i Jennifer Gibbons jako małe dzieci były otwarte, pełne życia, zdrowe i radosne. Jednak w wieku kilku lat zaczęły coraz bardziej oddalać się od swoich rodziców i trójki rodzeństwa. W końcu całkiem przestały odzywać się do dorosłych. Zamknęły się w świecie fantazji i rojeń, które z upływem lat stawały się coraz bardziej mroczne. W kinach pokazywany jest właśnie film “Silent Twins” w reżyserii Agnieszki Smoczyńskiej na podstawie książki – warto wybrać się na seans po lekturze książki.

Fragment książki “Milczące bliźniaczki”, Marjorie Wallace, Wydawnictwo Czarne 2022.

/…/

– June Alison Gibbons.

Strażniczka spojrzała na zamknięte drzwi drewnianej kabiny po drugiej stronie sali. Żadnej reakcji.

– June Gibbons – powiedziała ostrzej.

Drzwi się otworzyły i wyszła June. Nic nie mówiła, tylko stanęła na środku sali, trzymając w obu rękach powłoczkę na poduszkę z zawiniętym w nią ubraniem, z wyjątkiem biustonosza i majtek, które nadal miała na sobie pod szorstkim szlafrokiem w granatowe pasy, regulaminowym strojem  więziennym. Nie miała pojęcia, czego się spodziewać. Czy ogolą jej głowę i wsadzą pod prysznic, jak czytała w książkach o nazistowskich obozach koncentracyjnych? Czy wszystkie kobiety i dziewczyny w areszcie śledczym w Pucklechurch muszą się rozebrać i nosić szlafroki nawet w środku dnia, tak jak ona teraz? Musi wyglądać jak straszydło, gdy tak tu stoi. Usłyszała szum wody dobiegający z innej kabiny w głębi sali i ujrzała parę buchającą nad przepierzeniem. Poczuła strach. Rozejrzała się za Jennifer. Gdyby tu była, dodałaby jej otuchy. Gdzie ona jest? Czy zabrano ją do osobnego bloku? June zaczynała wpadać w panikę. Chciała wołać o pomoc, ale nie była w stanie otworzyć ust.

Zgrzytnął klucz, otworzyły się drzwi i do sali weszła Jennifer, nadal w dżinsach i T-shircie. Posłała June współczujące spojrzenie. Wiedziała, jak brzydka i bezbronna czuła się jej siostra bliźniaczka w więziennym szlafroku.

– June Gibbons – powtórzyła strażniczka. – Proszę przejść do tamtej kabiny. Pani MacCarthy wykąpie panią i umyje włosy.

June ani drgnęła.

– No dalej, June.

Strażniczka starała się mówić przyjaźnie, sądząc, że dziewczyna po prostu jest wystraszona.

– To tylko kąpiel. Każdy ją bierze, gdy zjawia się tu pierwszy raz.

June nie reagowała i nadal stała sztywno ze spuszczonymi oczami. Strażniczka straciła cierpliwość. Dziewczyna może być nieśmiała, ale w aresztach takich jak Pucklechurch, przez które stale przepływa masa wszelkiego rodzaju więźniów, nie ma czasu na psychologiczne subtelności. Wezwała koleżankę i we dwie zaciągnęły June do kabiny kąpielowej, rozebrały ją i włożyły do wody ze środkiem dezynfekującym. Nigdy jeszcze nie zetknęły się z tak mocnym, chociaż milczącym oporem. Po umieszczeniu June w wannie strażniczki wyprowadziły Jennifer z przebieralni. Ona również stanęła zesztywniała, ściskając powłoczkę na poduszkę, tak samo jak przedtem jej siostra. Tym razem strażniczki nie bawiły się w namowy i zachęty, tylko od razu dźwignęły dziewczynę i bezceremonialnie zaniosły ją do kabiny kąpielowej sąsiadującej z kabiną June.

Kiedy bliźniaczki były już czyste i odkażone, pielęgniarka poddała każdą z nich dokładnemu badaniu wszystkich zakamarków ciała. Następnie stawały kolejno przed biurkiem recepcyjnym, a strażniczka, której ładnie było w granatowym mundurze, zrobiła wykaz ich rzeczy osobistych i wręczyła poszwę; kazała do niej włożyć pościel, ręcznik, koszulę nocną i kapcie. Potem wygłosiła zwyczajową mowę powitalną. Jej główne zadanie polegało na potwierdzeniu tożsamości zatrzymanych, zapisaniu w formularzu historii ich chorób i nazwisk najbliższych krewnych. Dziewczyny nic nie mówiły, więc nie udało się jej uzyskać żadnych informacji i zostawiła formularze niewypełnione. Była zmuszona skontaktować się z adwokatem bliźniaczek albo policją. Po tych formalnościach strażniczka wręczyła każdej z sióstr zieloną książeczkę z regulaminem więziennym i prawami więźniów oraz kartkę papieru z kopertą na pierwszy list.

– Jesteśmy tu surowi, ale sprawiedliwi – zapowiedziała. – Jeżeli będziecie miały jakieś problemy lub skargi, możecie poprosić o spotkanie z szefową straży.

June nawet nie starała się spojrzeć na Jennifer. W pewnym sensie dostały to, na co liczyły: ludzi, którzy się nimi zaopiekują, ochronią je przed chaosem ich życia. Ta strażniczka wcale nie była zła. Nawet całkiem mile się do nich uśmiechała. (…)

Funkcjonariuszki otworzyły drzwi i popchnęły bliźniaczki, żeby weszły do celi.

– Teraz się tu urządźcie. Możecie posłać łóżka i przebrać się w koszule nocne. Pani MacCarthy przyniesie wam kolację. Jennifer stała za June, tak jak robiły to lata wcześniej przed obliczem dyrektorki szkoły albo urzędniczki na poczcie.

– Jak będziecie chciały się wysikać, to przy drzwiach jest nocnik.

Drzwi się zamknęły i bliźniaczki usłyszały zgrzyt klucza w zamku. Nie ruszały się, ale uważnie lustrowały swój nowy dom. Na pierwszy rzut oka cela wydawała się bardzo mała i nędzna, lecz mimo to lepsza od cel policyjnych, w których dotąd siedziały. Pod jedną ścianą stało piętrowe łóżko, wyglądało na przeznaczone dla dzieci, choć nie różniło się wiele od ich łóżka w domu przy Furzy Park. W celi było stalowe okno, a w nim lufcik, który można było uchylić – chociaż na kilka centymetrów. Pod oknem biegła gruba rura centralnego ogrzewania. Pół metra od łóżka, pod przeciwległą ścianą, stały szafka, biurko i dwa szkolne krzesła. W kącie zauważyły rząd różnobarwnych plastikowych wiader i naczyń. Jedyne z przykrywką było zapewne nocnikiem. Bliźniaczki zastanawiały się, jak ktokolwiek mógł w ogóle go używać. Żadna z nich nadal się nie poruszyła ani nie odezwała. Jennifer spojrzała za siebie. Drzwi, które wyglądały tak zwyczajnie, zamocowano, z wyjątkiem judasza, całkowicie na równi ze ścianą i nie miały klamki: nie było ucieczki. Stały obie w tych pasiastych szlafrokach i czekały na swój los.

– Od przeszło godziny ani drgnęły. Jak nieżywe. – Pani Junor zaglądała przez judasza i rozmawiała o nowych osadzonych z nocną strażniczką, która właśnie zaczęła służbę. – Pół godziny temu przyniosłam im na tacy kolację, ale nawet jej nie tknęły. Nie odpowiedziały na nic, co do nich powiedziałam. Może nie słyszą albo nie rozumieją. Tak mało o nich wiemy.

Obie kobiety wróciły do biura, żeby dokończyć raport przekazania służby. Schodząc ze zmiany, pani Junor była ciekawa, czy coś się zmieniło u czarnych bliźniaczek. Zajrzała przez judasza i zobaczyła, że nadal stoją, jedna za drugą, nieporadnie trzymając w rękach poszewki. Mogłaby przysiąc, że odkąd zostawiła je w celi, nie napięły ani jednego mięśnia ani nie zmieniły pozycji. To było niesamowite. Dziewczęta wyglądały jak goście przyjęcia dla Śpiącej Królewny, ktoś, kto nagle zasnął na stojąco.

Pani Junor postanowiła, że musi działać, i wezwała strażniczkę z nocnej zmiany, zanim weszła do celi.

– Nie możecie tak stać całą noc. Czemu się nie położycie do łóżek, żeby dobrze wypocząć?

Milczenie. Strażniczki wyjęły powłoczki z rąk dziewczyn, wyciągnęły pościel i przygotowały łóżka. Potem dźwignęły Jennifer, nadal sztywną, na górną koję, a następnie June na dolną. Wychodząc z celi, pani Junor obejrzała się i zobaczyła bliźniaczki leżące nieruchomo jak kukły, z głowami uniesionymi nad poduszkami pod tym samym kątem. Była dobrą kobietą, która wychowała dzieci. Te dziewczęta różniły się od wszystkich innych osadzonych, którymi zajmowała się w trakcie długiej kariery w służbie więziennej. Wyglądały na takie drobne, miały tak subtelne rysy twarzy, że przypominały bardziej głuchonieme dzieci niż nastoletnie kryminalistki. Nie mogła pozwolić na to, aby zastygły w tak niewygodnych pozach. Sięgnęła na górną koję i przygniotła głowę Jennifer do poduszki; dziewczyna nadal jednak miała otwarte oczy, patrzące nieruchomo na wprost. Litościwym i czułym gestem pani Junor przymknęła jej powieki. Wzdrygnęła się, schyliła i w ten sam sposób potraktowała June. Było to jak układanie zmarłych. (…)

Strażniczki niewiele wiedziały o historii bliźniaczek i postanowiły je rozdzielić. Przed Bożym Narodzeniem 1981 roku June przeniesiono z powrotem na blok A, skąd patrzyła z wściekłością w okno po drugiej stronie ogrodu. Tuż za nim jej siostra bliźniaczka rozkoszowała się luksusem samotnego mieszkania i jedzenia w szpitalnym pokoju, który niedawno był też jej. Cele, w których je umieszczano, stawały się źródłem wielkich napięć. Będąc razem, walczyły o to, czyja kolej jeść za dwie, rozdzielone – nie mogły uwolnić się od strachu, że ta druga łamie umowę, jedząc, kiedy powinna pościć, poszcząc, kiedy powinna jeść, albo cieszy się jakimś przywilejem czy wolnością, z których pierwsza nie może skorzystać. (…)

Jedynymi wydarzeniami zaburzającymi harmonogram dnia we wczesnym okresie pobytu bliźniaczek w więzieniu było kilkukrotne odraczanie ich rozprawy i wizyta obrońcy June. Michaela Jonesa, młodego prawnika z kancelarii Eaton–Evans and Morris w Haverfordwest, poleciła policja. June spotkała się z nim raz czy dwa przed osadzeniem w areszcie. Obie siostry otrzymały pomoc prawną; z powodu możliwego konfliktu interesów Jennifer miała innego obrońcę – Wynna Reesa z kancelarii Price and Son, także w Haverfordwest – ale na żądanie June Jennifer uczestniczyła w spotkaniu z Jonesem, który wykonał większość pracy w sprawach obu dziewcząt.

Przyjazd Jonesa do więzienia stanowił niespodziankę i wyzwanie. Dziewczęta zaprowadzono do gabinetu szefowej straży, ale kiedy się w nim znalazły, uznały, że nie są w stanie spotkać się ze swoim adwokatem twarzą w twarz. Za pomocą swoich typowych mamrotanych i pisemnych negocjacji przekonały szefową do zmiany scenariusza spotkania na telefoniczny. Panna Barry i pani MacCarthy miały służbę tego popołudnia i były zdumione, kiedy podsłuchały tę rozmowę. June mówiła przez telefon w gabinecie szefowej, a Jones przez telefon w sąsiednim pokoju. Znajdowali się jednak tak blisko siebie, że odnosiło się wrażenie, jakby byli w jednym pomieszczeniu. Żadna ze strażniczek nie słyszała przedtem, aby June lub Jennifer mówiły płynnie; właściwie uważały je za niemowy. Klarowność i ostrość ich wypowiedzi w rozmowie z adwokatem były dla nich niezwykłym odkryciem. W świetle relacji bliźniaczek i wspomnień strażniczek przebiegło to mniej więcej tak:

June: „Ile według pana dostaniemy?”.

Jones: „Trudno powiedzieć. To zależy od tego, jak się spiszecie”.

Jennifer: „Jesteśmy przekonane, że mamy prawo odzyskać naszą własność od pana i policji. Czy mógłby pan zwrócić mi pamiętniki?”.

Jones: „Zobaczę, czy da się to załatwić”.

June: „Czy jest jakieś lekarstwo albo terapia, taka jak hipnoza, które można by zastosować w naszym przypadku?”.

Jones: „Tak. Rozmawiam o tym z doktorem Spryem. Ale przede wszystkim chciałbym, żebyście mi powiedziały, czy był jakiś konkretny powód, dla którego wywoływałyście te pożary. Dlaczego to robiłyście?”.

Jennifer: „Pamiętamy tylko, że po prostu to robiłyśmy… June i ja chciałybyśmy, aby zwrócono nam listy od korespondencyjnych przyjaciół”.

Jones: „Cóż, zobaczymy, czy da się to załatwić. Macie jeszcze jakieś pytania?”.

Jennifer: „Czy może nam pan powiedzieć, co się dzieje za kulisami? Siedzimy tu już przeszło dwa miesiące. Co sędzia myśli o naszej sprawie?”.

Jones: „Troszczy się bardziej o wasze postępy teraz niż o to, co wcześniej zrobiłyście. To bardzo ważne, żebyście zaczęły mówić, jeżeli chcecie mi pomóc w wyciągnięciu was z aresztu. Mam nadzieję, że kiedy znowu przyjadę, zgodzicie się spotkać ze mną twarzą w twarz”.

June: „Będę z panem rozmawiać, jeżeli mi pan pomoże. Czy mógłby pan załatwić mi przeniesienie z powrotem do mojej siostry w skrzydle szpitalnym?”.

Jones: „Zrobię, co w mojej mocy. Czy jest jeszcze coś, co chciałybyście, żeby wam przysłać?”.

June: „Książki D. H. Lawrence’a i jeszcze trochę zeszytów”.

Gdy sprytna para odłożyła słuchawkę, z gabinetu szefowej dobiegły stłumione chichoty. Bliźniaczki były zachwycone swoim manewrem: nie złamały żadnej umowy, a negocjacje przebiegły gładko. Panna Barry i pani MacCarthy ruszyły korytarzem, nadal zadziwione tym, co usłyszały. O ile dobrze rozumiały sytuację, obie dziewczyny umiały mówić. Kim są te bliźniaczki? Dlaczego nikt nie powiedział strażniczkom, że potrafią tak rozmawiać, nie wspominając o manipulowaniu młodym prawnikiem? Czy po prostu robiły durniów ze służby więziennej i władz? Podobnie jak wcześniej pracownicy Eastgate, kadra aresztu śledczego zaczynała czuć się oszukiwana. (…)

Niektóre strażniczki były zaintrygowane bliźniaczkami i szpiegowały je, gdy dziewczyny przebywały w innych celach czy blokach, żeby sprawdzić, czy ich synchroniczne zachowania wynikały z dawanych sobie znaków. Ustaliły, że nawet wtedy, gdy siostry nie mogły się widzieć ani w żaden sposób porozumiewać, bo były w danej chwili w różnych miejscach, siedziały w takiej samej pozie i robiły to samo. Jeżeli Jennifer czytała w bloku szpitalnym, June w bloku A też czytała. Jeżeli Jennifer pisała, pisała także June. Również ich pozy były swoim lustrzanym odbiciem, niczym rzeźbione afrykańskie podpórki do książek. Bliźniaczki miały w sobie coś niesamowitego, jakby były jednym umysłem rozdzielonym na dwa ciała. Chyba lepiej było zostawić je w spokoju.

Wyjaśnienie zapewne jest proste – dziewczyny spędziły ze sobą tak wiele czasu, czytając, pisząc i prowadząc swoje gry, że automatycznie przyjmowały „typowe” pozy. Jednak personel aresztu, wytrącony z równowagi ekscentrycznym zachowaniem sióstr, robiących to samo, nawet gdy były w różnych miejscach, gotów był już odwołać się do zjawisk nadprzyrodzonych, by to wytłumaczyć. Skołowane strażniczki podejrzewały też, że dziewczęta bawią się z nimi, podszywając się jedna pod drugą. Nawet funkcjonariuszki najczęściej pełniące służbę w ciągu dnia nie były w stanie ich odróżnić. Kiedy przywoływały June, miały przemożne wrażenie, że reaguje Jennifer, i na odwrót. Jedynym znakiem rozpoznawczym była srebrna bransoletka, którą od trzech lat nosiła June, wierząc, że przynosi jej szczęście, lecz personel podejrzewał, że bliźniaczki wymieniają się tą ozdobą, aby zmienić tożsamość. Albo były bardzo sprytne, albo działo się coś bardzo złego. Jak zwykle stanowiły zagadkę.

* Myra Hindley (1942–2002), seryjna morderczyni, która z Ianem Bradym tworzyła zbrodniczy duet zwany „mordercami z wrzosowisk”; od lipca 1963 do października 1965 zamordowali pięcioro dzieci.

0 Shares:
Może zainteresować Cię także